Tym wpisem niniejszym inauguruję mój substackowy profil. Po zamknięciu własnej strony – która niestety nie spełniła postawionego przed nią zadania, co sprawiło, że przestałem widzieć sens w dalszym płaceniu za nią – i rozważeniu różnych „za” i „przeciw” zdecydowałem się na tę platformę ze względu na jej połączenie funkcji blogowych z newsletterem. Zdecydowanie z naciskiem na to drugie. I tak oto narodził się Króletter.
Zamierzam tu – podobnie jak robiłem na wspomnianej stronie – promować i propagować moją twórczość literacką, tyle że bez wiszącej nade mną każdej jesieni faktury za hosting i domenę, zastanawiania się, czy warto, skoro wyniki nie satysfakcjonują, i wrzucania czegokolwiek, żeby zyskać złudne poczucie, że tych pieniędzy nie przepalam. Trochę zaklęty krąg. Poza tym – jak już nadmieniłem – chcę bardziej postawić na oferowaną przez Substack komunikację newsletterową. Z góry zapraszam więc do subskrybowania.
Obiecuję nie spamować. Na blogu – zwłaszcza takim, za który trzeba płacić – nieregularne i sporadyczne postowanie to wada, tu – chyba powinno być raczej zaletą. Nie deklaruję, jak często będę pisał. Postaram się to po prostu robić wtedy, kiedy będę miał się czym podzielić.
No dobrze, ale kim właściwie jestem?
Najogólniej: gościem po czterdziestce, który od piętnastego roku życia próbuje zostać pisarzem. No ok, może z tym „próbowaniem” to lekka przesada. Coś tam jednak w życiu wydałem. Ale że rynek wydawniczy jest, jaki jest, parę lat temu stwierdziłem, że spróbuję się wybić o własnych siłach – nie w sensie, że koniecznie przez selfpublishing, choć swoje ostatnie książki, wobec niemożności zainteresowania nimi potencjalnych wydawców, wypuściłem właśnie tą metodą, ale po prostu wykorzystując możliwości internetu. Popełniłem na tej drodze masę błędów i w tym newsletterze też pewnie ich nie uniknę, ale wciąż wierzę, że uda mi się coś osiągnąć, zanim znów zacznę szczać i defekować w pieluchy.
Chcę po prostu skutecznie sprzedawać swoje książki. Niezależnie czy publikowane samodzielnie, czy we współpracy z wydawnictwem. Żebractwa nie lubię, więc do rozwiązań typu Patronite się nie spieszę. No owszem, mam gdzieś tam w dalekiej perspektywie monetyzację na YouTube, gdzie daję całkiem sporą część mojej twórczości, a być może nawet tu (Substack to umożliwia), ale jako pisarz (a youtuber czy podcaster tylko z doskoku, by nie powiedzieć – konieczności) chcę przede wszystkim zarabiać na owocach pracy mojego mózgu i podłączonych do niego palców.
A co konkretnie piszę?
No cóż: opis, który można znaleźć w moim bio, choć jest dość mętny i może nazbyt poetycki, w zasadzie stanowi chyba najlepszą odpowiedź. Stworzyłem go po długich bojach jako najbardziej kompromisowy. Chodzi bowiem nie tyle o konkretne gatunki czy konwencje – co nie oznacza, że nie mam w tym zakresie preferencji; owszem, mam, ale po prostu ewoluują one wraz ze mną i nie chcę się do nich przywiązywać – ile raczej o klimat, pewne mentalne nastrojenie, które pozostaje constans mimo zmian zewnętrznych kostiumów.
Jak owo nastrojenie określić? Chyba po prostu jako swoiście pojętą metafizyczną otwartość, chęć spenetrowania tego, co ukryte, unikanie oczywistości i wmyślanie się w istotę rzeczy. To dlatego parę lat temu byłem w stanie pisać o religii czy uprawiać publicystykę polityczną, a dziś – mimo iż z tamtym okresem (zwłaszcza jego odnogą polityczną) zerwałem – mogę uprawiać horror, thriller, fikcję spekulatywną czy literaturę, nazwijmy ją tak, artystyczną i wewnętrznie mi się to w żaden sposób nie kłóci. Co zresztą poniekąd tłumaczyłoby moje trudności ze znalezieniem wydawcy. A w każdym razie ich część.
No ale… co ja tu się będę wymądrzał. Kto ciekaw, niech zajrzy na moją stronę na LubimyCzytać. Są tam wszystkie książki, które dotąd wydałem, z linkami do miejsc, gdzie można je kupić. Chyba że nie można. I tutaj od razu przypis: jeśli ktoś byłby zainteresowany „Miastem cudów”, proszę o kontakt mailem na ksiazkikrolika@gmail.com. Egzemplarzy innych bezlinkowców niestety już nie posiadam i raczej nie przewiduję dodruków.
Co znajdziesz w tym newsletterze?
Tak jak napisałem na stronie powitalnej: wszystko, co związane z moją twórczością. Ma to być coś w rodzaju mojego centrum operacyjnego, zbierającego wszystko w jednym miejscu – dokładnie tak, jak miało być na stronie, lecz bez wymuszonej wspomnianymi na początku okolicznościami presji na regularność i częstotliwość.
Tak więc kto chętny – zapraszam.